czwartek, 15 sierpnia 2013

#2: Każdy upa­dek bo­li, ale chy­ba naj­bar­dziej ten, który spo­wodo­wała bezsilność.

                               Było trochę niezręcznie. Harry podczas podróży do kawiarni kłócił się z kimś zawzięcie przez telefon. Starałam się nie podsłuchiwać, ale czasami wychodziło samo z siebie. Z czymś się nie zgadzał i kazał się odpieprzyć, więc domyśliłam się, że to pewnie, któryś z chłopaków z zespołu. Potem trochę się pośmiał i zagroził opublikowaniem jakiś zdjęć. Trochę to jeszcze do mnie jednak nie dochodziło. Właśnie szłam ramię w ramię ze Stylesem. Czy takie rzeczy to nie tylko w filmach?
                                Chłopak otworzył przede mną drzwi i prędko wypatrzył stolik z boku zanim ja mogłam się tak naprawdę rozejrzeć. Knajpa była niewielka, kilka stolików i mały bar, a za ladą jakaś zapracowana brunetka, która nawet nie zauważyła naszego przybycia. Był czymś zestresowany i zaciągnął na głowę szarą czapkę ze zwisającym dołem i usiadł tyłem do reszty klientów, chcąc zapewnić sobie jak najwięcej prywatności. Postanowiłam tego nie komentować tylko posłusznie zająć miejsce na przeciwko. Zastanawiałam się przez chwilę czy to aby na pewno konieczne, to całe jego strojenie się... Bez przesady, w tym lokalu nie było nikogo młodszego od nas, więc raczej nie groziła nam fala natarczywych fanek One Direction. Kiedy Hazza postanowił jeszcze trochę się porozglądać, prędko wyjęłam telefon z torebki i sprawdziłam czy ktoś nie próbował się do mnie dobić. Miałam dwie wiadomości. Jedną od mamy Gratuluję, kochanie! Do zobaczenia w Święta. i jedną od... No tak. Właśnie tego się obawiałam. Wieczór? Zacisnęłam mocno wargi i wrzuciłam telefon z powrotem bez żadnej odpowiedzi. Później...
- Co mogę państwu podać? - zaczęła oficjalnie brunetka, którą chwilę temu widzieliśmy za ladą.
                                  Miała na sobie białą koszulę, a jej trzech najwyższych guzików nie zapięła, dzięki czemu latała po barze z wywalonymi cyckami. Miała najwyżej dwadzieścia lat, dlatego tak bardzo dziwiła mnie jej ordynarność. Wymownie spojrzała na mnie, poganiając.
- Karmelowe Cappucino. - bąknęłam prędko, zanim jeszcze mogłaby się do czegokolwiek doczepić. 
- Dwa razy. - od razu dorzucił chłopak, starając się nawet na nią nie spoglądać.
Czy on ma jakąś psychozę? Jednak po chwili to zrozumiałam.
- O mój Boże! - niemal krzyknęła, za co wysłał jej mordercze spojrzenie. - Jesteś Harry z One Direction! Harry Styles!



                       



                                            Czekałam tylko na dziki krzyk podniecenia albo czegoś w tym guście, ale dziewczyna podała mu tylko notatnik, a on wypisał tam jakieś pozdrowienia i podpis z uśmiechniętą buźką. Oczywiście cieszyła się z tego jak głupia, wyglądając przy tym trochę na chorą psychicznie, ale grzecznie odeszła.
- Wow... - wyrwało mi się. - Zawsze tak to wygląda?
- Nawet nie pytaj... Co do tego egzaminu - wziął głębszy oddech i zaczął dalej mówić - nie wnikaj dlaczego, ale muszę go zaliczyć. Inaczej leżę.
- Rozumiem. - wzruszyłam ramionami i przerwałam na chwilę, bo brunetka-fanka przyniosła nam kawę szczerząc się jak nienormalna. - Dasz radę chociaż to wszystko przeczytać? Wiedziałbyś z czym sobie nie radzisz, przygotowałabym dla ciebie jakąś powtórkę. - uśmiechnęłam się nieśmiało. - A potem tak cię przycisnę, że wrócisz z poprawki z piątką. - powiedziałam, a on cicho się zaśmiał, co rozluźniło nieco atmosferę.
- Przyciśniesz? - uniósł jedną brew. - Obiecujesz?
                                                       Upiłam łyk swojej kawy i spuściłam wzrok. Zaczęłam zastanawiać się jak te nasze spotkania będą wyglądać i jak sobie poradzę z reszta moich hm... obowiązków. Nie ukrywałam przed sobą, że miałam w tym tygodniu napięty grafik, ale cóż... Dałam słowo. A poza tym nie wyobrażałam sobie, że mogłabym teraz odmówić. Bez względu na to czy był to Harry Styles, czy inny student, który nie mógł poradzić sobie z natłokiem materiału.
- Powiedz mi coś o sobie. - poprosił, a jego zielone tęczówki wpatrywały się we mnie intensywnie.
                                                       Speszyłam się. Po raz dwa tysiące sześćdziesiąty podczas tej rozmowy. Krępowałam się przy nim, uważałam na każdy, nawet najmniejszy gest, który zdradzałby, że się denerwuje, ale byłam pewna, że on i tak o tym wiedział. Nad wyraz dobrze. Miałam nawet wrażenie, że się z tego podśmiewa. Boże...
                                                        Komórka w mojej torebce nagle się rozdzwoniła, a mi przyszło na myśl, że przecież nie odpisałam Gerardowi. Tak łatwo go zdenerwować, a ja wcale nie uważałam... Spojrzałam na wyświetlacz i drżącą dłonią nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak? - spytałam cichutko, ukazując tym samym moje przerażenie.
- Gdzie jesteś? - zapytał groźnie mężczyzna po drugiej stronie, a ja podniosłam na chwilę wzrok na zdezorientowanego Stylesa, który udawał, że z zainteresowaniem przygląda się swojej filiżance.
- Coś się stało? - spytałam, próbując uspokoić oddech.
Każda część mojego ciała, każdy mięsień spiął się i czekał nieruchomo aż do mojego mózgu dotrze powaga sytuacji. Gerard nigdy do mnie nie dzwonił o tej porze i nie mówił tak ostrym tonem głosu, więc byłam po prostu pewna, że coś musiało się stać. Coś bardzo poważnego...
- Gdzie jesteś? - powtórzył jeszcze bardziej poirytowany. - Nie potrafisz mi odpowiedzieć?!
Przegryzłam dolną wargę i podałam prędko adres kawiarni.
- Trevor już po ciebie jedzie.
                                                            Rozłączył się, a ja jeszcze przez chwilę trzymałam telefon przy uchu i wsłuchiwałam się w głuchy sygnał przerwanego połączenia. Uniosłam nieświadomie dłoń do ust i otworzyłam szerzej oczy. Bałam się. Boże, dawno się tak nie bałam. O co mogło chodzić? Pół godziny temu wysłał mi wiadomość z zapytaniem o wieczór, a teraz... Matko. Co miałam o tym wszystkim myśleć.
                                                            Czułam jak całe moje ciało ogarnia mróz, choć w pomieszczeniu panowała przyjemna, dwudziestostopniowa temperatura. Mój kark jakby się zawiesił, nie mogłam wykonać żadnego ruchu głową, a co dopiero ruszyć się z miejsca. Po moich udach przebiegł dreszcz, paraliżując je. W moich ustach wezbrało się dwa razy więcej śliny niż normalny człowiek powinien produkować, a serce przyspieszyło kilkakrotnie swój rytm.
- Co się dzieje? - usłyszałam szept tuż przy moim uchu.
Nawet nie zauważyłam kiedy pojawił się przy mnie Harry. Siedział obok i wpatrywał się we mnie lekko zmartwiony, na co ja pomachałam lekko ręką na znak, żeby odpuścił. Prędko zerwałam się na równe nogi i robiąc wysoki krok nad jego kolanami, wyminęłam go, biorąc prędko z wieszaka mój płaszcz. Zaczęłam nerwowo go na siebie wkładać, myślami będąc w mieszkaniu mężczyzny.
                                                                    Wyjęłam z torebki notes i wyrwałam z niego kartkę z samego końca. Dłonie nadal mi się trzęsły, nie potrafiłam nawet złapać porządnie długopisu. Nabazgrałam nierówno swój numer telefonu, prosząc chłopaka o kontakt wieczorem i wybiegłam z kawiarni.





~*~





                                                                 Apartament Gerarda znajdował się w samym centrum, dokładnie na dziewiątym piętrze z cudownym widokiem na Big Ben. Cała ściana od tej strony była oszklona, dzięki czemu można było podziwiać całą panoramę. Siedziałam w fotelu, wlepiając wzrok właśnie w tę szybę i myśląc o wszystkim naraz. Byłam skołowana i zagubiona. Co chwilę nerwowo poprawiałam palcami przydługą grzywkę i oddychałam płytko, czekając na mężczyznę.
                                                           Trevor, który mnie tutaj przywiózł to pięćdziesięcioletni kamerdyner. Widywałam go za każdym razem, kiedy tu przychodziłam, a on z uśmiechem proponował mi herbatę. Co za paradoks... Dzisiaj natomiast był inny, skołowany, jakby trochę przestraszony. Nie odzywał się całą drogę, nie włączył nawet radia. Po prostu otworzył przede mną drzwi granatowego mercedesa. Bez żadnego słowa wyjaśnień. 
                                                             Ten cyrk trwał już jakieś trzy tygodnie. Zaczęło się od mojej przeprowadzki do Londynu, choć umowę zawiązaliśmy na początku wakacji, tyle że dopiero teraz miałam zacząć się z niej wywiązywać. Byłam od niego uzależniona, musiałam żyć pod jego dyktando i każdą myśl wiązać z nim, żeby nie zrobił czegoś, co przekreśliłoby wszystko na co do tej pory tak ciężko pracowałam.
                                                              Trzasnęły drzwi, a ja usłyszałam swoje imię. Zerwałam się prędko z miejsca, obracając twarzą do źródła dźwięku i... Było jeszcze gorzej. Gerard stał przy uchylonych, mahoniowych drzwiach i wskazał głową, żebym za nim poszła. Już wiedziałam jak się to skończy i zdenerwowałam się jeszcze bardziej, nieświadoma powodu, dla którego musiałam tutaj przybyć. Jego twarz wskazywała na całą gamę negatywnych emocji. Od wściekłości przez rozczarowanie do samej chęci zemsty. Na kimkolwiek.
                                                              Ruszyłam prędko w tę stronę, nie chcąc jeszcze bardziej igrać z jego nerwami. Przekroczyłam próg ciemnobrązowej sypialni, a on zatrzasnął za mną drzwi.
- Rozbieraj się. - rozkazał, stając kilka kroków przede mną i uważnie mi się przyglądał.
Wystraszona położyłam powoli torebkę na podłodze i uniosłam drżące dłonie do pierwszego, najwyższego guzika mojego płaszcza. Usłyszałam ciężki oddech mężczyzny i zamiast przyspieszyć, przymknęłam oczy, nieświadomie jeszcze bardziej spowalniając swoje ruchy.
- Do kurwy nędzy, wolniej nie potrafisz?! - warknął, przemierzając dzielącą nas odległość w zawrotnym tempie.
                                                                    Szarpnął za każde kolejne zapięcie odzienia, które w końcu po niespełna dwudziestu sekundach wylądowało na podłodze. Nie silił się na delikatność, zresztą jak zawsze, ale teraz wszystko sprawiało mi jeszcze więcej bólu. Odpiął prędko rozporek moich ciemnoniebieskich dżinsów i zsunął je z moich bioder razem z majtkami na wysokość kolan. Nogi mi się trzęsły, co musiał zauważyć, bo pchnął mnie prędko na łóżko tak, że wylądowałam twarzą na jego jasnej pościeli. Czułam się taka poniżona...
                                                                    Kiedy poczułam jak jego ręce rozsuwają moje uda, zacisnęłam pięści i zacisnęłam usta i powieki, powstrzymując się od krzyku.

6 komentarzy :

  1. o boziu to opowiadnie jest normalnie mega nie mam słów :3 dodasz coś jeszcze dziś :D <3 prosze wręcz błagam ;) ;)
    ;* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzisiaj raczej nie, bo dodałam ten, ale w najbliższych dniach na pewno! cieszę się, że się podoba! :))

      Usuń
  2. jak Ty cudownie piszesz <3 jeenki, chcialabym tak zajebisie pisacc jak Ty :cc pozdrawiam, nie zawiodłaś mnie, czekam na 3 część juz sie nie moge doczekac <3 masz talent dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny raz jestem zachwycona! Nawet nie wiem, kiedy a już rozdział się skończył. :(
    Kiedy następny? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję, dziękuję, dziękuję, że mogłam to przeczytać. Cudoo, twoja wyobraźnia i dłonie to niesamowity duet !!

    Czekam na kolejny!

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń