Zwyczajny, niezbyt słoneczny dzień w zwyczajnym, niezbyt słonecznym Londynie. Pochodzę z Bradford, gdzie deszcz leje się zimny, ale faceci są gorący. Podobno. Zwłaszcza ich pogrzany temperament i żarzący się wciąż chciwością charakter. Tak, wierzę w stereotypy, a ten wydałam sama. Całe pół roku temu.
Jeden z nich to mój powód wyjazdu do serca krainy wiecznego wiatru i wody. Cała masa czerwonych budek telefonicznych, piętrowych autobusów i Harry'ego Pottera to wierzchołek góry lodowej mojego ukochanego Londynu. On okazał się moją najlepszą decyzją w życiu i niemal codziennie zmywa ze mnie wszystkie troski i drogi tusz do rzęs. Uwielbiam to.
W Bradford mieszał pewien Irlandczyk imieniem Larkin, co w wolnym tłumaczeniu oznacza "surowy i dziki/gwałtowny", przypadek? Naprawdę nie sądzę. On i ja mieliśmy masę wspólnych planów na przyszłość. Wspólne studia, później praca w jednej firmie, małe mieszkanie w centrum i beagle. A to wszystko mieliśmy opłacić z kredytu studenckiego i całej masy zapożyczeń od babć, matek, ciotek i wujków, którzy wcześniej nawet nie widzieli nas na oczy. Z reguły naprawdę dużo nie przeklinam, ale kiedy przypominam sobie ten "związek", a raczej relację psychol-dziewczyna, brzydkie słowa i wyzwiska same nasuwają mi się na myśl.
Była wiosna. Początek maja. Cieplutki dzień, pierwszy od niemal miesiąca, kiedy nie kropiło i wyszło słońce. Mieliśmy iść na spacer, a kiedy gotowa pobiegłam otworzyć drzwi, za którymi stał mój ówczesny chłopak wszystko nabrało innego znaczenia. Był pijany, choć nie wybiła nawet szesnasta. Siłą wepchnął mnie wgłąb salonu, a ja uderzyłam głową o ścianę i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ból wzmagał się z każdą sekundą, gdzieś jakby za szkłem słyszałam niski głos, widziałam jedynie zarys jego sylwetki i czułam okropny odór alkoholu, od którego zrobiło mi się niedobrze i musiałam złapać się za brzuch. Kręciło mi się w głowie, czułam, że muszę usiąść, a kiedy zaczęłam osuwać się na dół, ktoś mocno złapał mnie w talii. Tak długo już czekam...
Za każdym razem się wzdrygam i wpadam w melancholię, choć obiecuję sobie, że nigdy więcej nie dam się wspomnieniom. Jednak mimo tych wszystkich przysiąg, tych postanowień to wraca za każdym razem, kiedy moja myśl przemknie na ten wątek. Boli. Tak cholernie boli i sprawia, że boję się kiedykolwiek z kimkolwiek rozpocząć coś nowego. Wyjazd do Londynu i rozpoczęcie tutaj studiów miało mnie uwolnić, miałam nabrać dystansu, ale... Wyszło jak wyszło.
Studiuję filologię angielską. Jestem wyjątkowo pilną uczennicą, starającą się o każdy grosz, jaki oferuje mi oferta stypendialna. Potrzebuję pieniędzy, moja mama została w Bradford z młodszym bratem i jest jedynym źródłem dochodów rodziny. Nigdy jednak niczego nie brakowało ani mnie, ani mojemu czteroletniemu braciszkowi. Mama ma całkiem niezłą posadę w porządnej kancelarii adwokackiej, ale to nie są kokosy, dzięki którym możemy pozwolić sobie na luksusy. Co miesiąc wysyła mi kilkaset funtów, z których opłacam małe mieszkanie, życie i drobne wydatki. Rzecz jasna to wciąż bardzo mało, dlatego staram się o stypendium i udzielam korepetycji dzieciakom, które nie radzą sobie z angielskim.
Właśnie wracałam z egzaminu. Kułam na niego całe trzy tygodnie, dzień w dzień powtarzając kilka stron materiału. To był najcięższy sprawdzian do tej pory, a ja po prostu musiałam dostać piątkę, bez względu na to czy musiałam zaszyć się w swoim pokoju i zapomnieć o życiu towarzyskim. Błagam, jakim życiu...
Miałam jedną przyjaciółkę, z którą spędzałam każdą wolną chwilę. Peggy była cudowna, rozumiałyśmy się bez słów i nigdy nie miałyśmy siebie dość. Nawet wtedy, kiedy żarłyśmy się ze sobą o byle co. Żartowałyśmy nawet, że ktoś musiał się nieźle pomylić, bo to chyba my jesteśmy sobie przeznaczone, a nie dwójka facetów-ideałów, których coś nie mogłyśmy spotkać.
Właśnie przemierzałam szkolny korytarz w moich nowych, granatowych szpilkach, kiedy wyjęłam telefon z torebki i wyszukałam w kontaktach prędko nazwę "mama" i pisałam, że zdałam najgorszy egzamin w życiu na piękną piąteczkę z minusem. Kiedy skończyłam pisać uśmiechniętą minkę, wzdrygnęłam się, bo ktoś z wielkim impetem trzasnął drzwiami. Kliknęłam prędko "wyślij" i podeszłam bliżej wystraszona.
Oprócz siarczystego "kurwa" i nerwowego szurania butami nie słyszałam już nic. Obejrzałam się i upewniłam, że nikogo w pobliżu nie ma i chyba powinnam sprawdzić czy wszystko w porządku. Na ławce pod ogromnymi, uczelnianymi oknami siedział pewien chłopak. Zmarszczyłam czoło, bo nie poznałam go od razu, mimo że wyszedł z sali, gdzie połowa mojej grupy zdaje dzisiaj egzamin. Czyżby był to jakiś mój kolega-widmo z grupy? Podeszłam niepewnie bliżej.
Siedział schylony z łokciami opartymi o kolana i zaciskał dłonie przy głowie. Włosy miał dłuższe, brązowe i chyba te loki układały się w grzywkę, ale nie byłam pewna, bo nie podniósł na mnie spojrzenia. Kto to? Przegryzłam dolną wargę i położyłam mu delikatnie dłoń na ramieniu.
- W porządku? - spytałam niepewnie, a on uniósł twarz i skierował wzrok na mnie.
Boże... Aż usiadłam obok i przez kilka chwil nie dowierzałam. Fakt faktem, że słyszałam takie pogłoski, ale wydawało mi się, że to typowe, wyssane z palca plotki, ale...
Harry Styles patrzył na mnie jak na idiotkę, a ja nie mogłam nawet przymknąć ust. Wszystko było dokładnie takie samo, jakie znałam z kolorowych pism, telewizji i internetu. Zielone, zeszklone oczy patrzyły na mnie ze smutkiem, a ja nagle zgłupiałam. Nawet mimo tego, że nigdy nie byłam Directioner.
- Nie... - szepnął, wzdychając ciężko, ale szybko zmienił ton głosu. - Nie. Nieważne. - burknął, zabierając prędko z podłogi swoją skórzaną torbę.
- Może... - wydukałam. - Może mogę jakoś pomóc? - zapytałam, a on tylko pomachał ręką, pokazując mi w ten sposób, że niczego ode mnie nie chce. - Uczysz się tutaj? - dopytałam szybko, zanim zdążył się odwrócić.
Zatrzymał się w miejscu i patrzył na mnie wyczekująco. Boże, jakie to krępujące... Sam fakt, że stałam sam na sam z ucieleśnieniem marzeń jednej piątej nastolatek na świecie na pustym, szkolnym korytarzu, a w dodatku do niego mówiłam było dla mnie czymś nie do ogarnięcia. Koszmar, dziewiętnastoletnia, poważna studentka, przyszła nauczycielka...
- No teraz tu już chyba nie. - warknął z wyrzutem, wymownie spoglądając na duże, czarne drzwi, którymi kilka minut temu trzasnął przy wyjściu.
Poczułam, że musiałam kontynuować tę rozmowę.
- Jestem Nathalie. - przedstawiłam się prędko, unosząc niepewnie dłoń w jego kierunku, a on zdziwiony ją uścisnął. - Nie poszedł ci egzamin z językoznawstwa? Za dwa tygodnie jest termin poprawkowy, masz jeszcze szansę, wystarczy...
- Raczej nie. - wzruszył ramionami. - Trudno.
- Nie podejdziesz do poprawki? - zdziwiłam się, a on się roześmiał.
- Mam w dwa tygodnie ogarnąć cały semestr? Równie dobrze mogę od razu się stąd zabrać. Nie ma szans, nawet jakbym siedział nad tym dzień i noc, ale dzięki za zainteresowanie. - dokończył, wymuszając uśmiech.
W tym momencie dobrze wiedziałam, że podejmuję ogromne ryzyko, ale z racji tego, że nie używa się mózgu, kiedy Harry Styles stoi pięć metrów od ciebie i gapi się na twoje cycki, mogę się usprawiedliwić.
- Może potrzebujesz pomocy? - zaproponowałam, a jego mina jakby spoważniała jeszcze bardziej.
To był Hazza, jakiego nie zna świat mediów. Zakłopotany, markotny i załamany. Boże, on chyba na poważnie wziął moją propozycję. Rozważał ją! Boże, naprawdę nie miałam pojęcia dlaczego tak się tym podniecałam. To był normalny student pierwszego roku, w dodatku taki z problemami, a ja jak na pomocną koleżankę po fachu przystało, proponowałam pomoc. Swoją drogą to byłoby tylko kilka spotkań, a miałabym naprawdę czyste sumienie, że nie olałam go na rzecz spicia się z Peggy wieczorem. Chociaż to nadal nie było przesądzone.
Zmarszczył brwi i przyjrzał mi się uważnie i z dystansem. Okej, rozumiałam, że musiał uważać kto właśnie zaprosił go do wspólnej nauki, ale czy ja wyglądałam na psychofankę? Rozpłakałam się albo rzuciłam na niego? Kiedy go zaczepiłam nawet nie wiedziałam kim jest.
- Chcesz dać mi... korki? - spytał rozbawiony, a ja poczułam, że atmosfera się trochę rozluźnia.
- Tylko zaproponowałam. - wzruszyłam ramionami. - Dlaczego masz oblać cały semestr przez jeden przedmiot? Ale w porządku - uśmiechnęłam się, o dziwo, szczerze. - rozumiem. Czas nie...
- Dzięki. - przerwał mi, jeszcze uważniej mi się przyglądając. - Chętnie skorzystam.
W tym momencie zrobiło się niezręcznie. Styles patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, a ja spuszczałam co chwilę spojrzenie na podłogę z pewnym burakiem na twarzy. Brawo, Nat!
- Więc... - zaczęłam niepewnie. - Domyślam się, że masz sporo na głowie, także postaram się dostosować do twojego grafiku. - wyśpiewałam.
- Teraz? - zapytał od razu, widocznie uradowany faktem, że mam zamiar pomóc mu zdać. - Chyba, że masz już plany.
- Nie... - zaprzeczyłam od razu. - Właściwie to nie, ale... Nie mam przy sobie żadnych notatek.
- I tak nie jestem w stanie siedzieć teraz nad podręcznikiem. - odparł. - Chcę ci tylko powiedzieć z czym mam największy problem, a skoro masz czas to może pójdziemy na szybką kawę?
W tym momencie dobrze wiedziałam, że podejmuję ogromne ryzyko, ale z racji tego, że nie używa się mózgu, kiedy Harry Styles stoi pięć metrów od ciebie i gapi się na twoje cycki, mogę się usprawiedliwić.
- Może potrzebujesz pomocy? - zaproponowałam, a jego mina jakby spoważniała jeszcze bardziej.
To był Hazza, jakiego nie zna świat mediów. Zakłopotany, markotny i załamany. Boże, on chyba na poważnie wziął moją propozycję. Rozważał ją! Boże, naprawdę nie miałam pojęcia dlaczego tak się tym podniecałam. To był normalny student pierwszego roku, w dodatku taki z problemami, a ja jak na pomocną koleżankę po fachu przystało, proponowałam pomoc. Swoją drogą to byłoby tylko kilka spotkań, a miałabym naprawdę czyste sumienie, że nie olałam go na rzecz spicia się z Peggy wieczorem. Chociaż to nadal nie było przesądzone.
Zmarszczył brwi i przyjrzał mi się uważnie i z dystansem. Okej, rozumiałam, że musiał uważać kto właśnie zaprosił go do wspólnej nauki, ale czy ja wyglądałam na psychofankę? Rozpłakałam się albo rzuciłam na niego? Kiedy go zaczepiłam nawet nie wiedziałam kim jest.
- Chcesz dać mi... korki? - spytał rozbawiony, a ja poczułam, że atmosfera się trochę rozluźnia.
- Tylko zaproponowałam. - wzruszyłam ramionami. - Dlaczego masz oblać cały semestr przez jeden przedmiot? Ale w porządku - uśmiechnęłam się, o dziwo, szczerze. - rozumiem. Czas nie...
- Dzięki. - przerwał mi, jeszcze uważniej mi się przyglądając. - Chętnie skorzystam.
W tym momencie zrobiło się niezręcznie. Styles patrzył na mnie z lekkim uśmiechem, a ja spuszczałam co chwilę spojrzenie na podłogę z pewnym burakiem na twarzy. Brawo, Nat!
- Więc... - zaczęłam niepewnie. - Domyślam się, że masz sporo na głowie, także postaram się dostosować do twojego grafiku. - wyśpiewałam.
- Teraz? - zapytał od razu, widocznie uradowany faktem, że mam zamiar pomóc mu zdać. - Chyba, że masz już plany.
- Nie... - zaprzeczyłam od razu. - Właściwie to nie, ale... Nie mam przy sobie żadnych notatek.
- I tak nie jestem w stanie siedzieć teraz nad podręcznikiem. - odparł. - Chcę ci tylko powiedzieć z czym mam największy problem, a skoro masz czas to może pójdziemy na szybką kawę?
Cudowne opowiadanie, piszesz na serio bardzo mądrze, czekam na drugą część <3 / Paulina
OdpowiedzUsuńBez zastanowienie dodałam do obserwowanych! Swietnie się zapowiada, oby tak dalej ;))
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby Cię wena nie opuściła ;))
Przeciez to jest genialne! Jezu masz talent!
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tej kawy Harrego i glownej bohaterki. Informuj mnie o nowych rozdzialach :)
englishcafe1d.blogspot.com
Jesteś świetna i to co tworzysz też jest boskie.Czekam na następny rozdział..:) Pozdrawiam..:)
OdpowiedzUsuńNo no, nie mogę się doczekać kolejnego ;))
OdpowiedzUsuńSzykuje się kolejne opowiadanie, którego będę fanką ;) Poprawka, już nią jestem ;D