poniedziałek, 30 września 2013

#8: Jeśli myślisz, że spotkało cie najgorsze, twoim kolejnym wrogiem okazuje się aparat.

         Z małym opóźnieniem dojrzałam jego sylwetkę w ciemnościach, oświetlaną jedynie słabym światłem księżyca, które wpadało przez ogromne okno do pomieszczenia. Czułam jak w moich oczach wzbierają się łzy, byłam zdenerwowana tym, co przed sekundą usłyszałam z ust Gerarda, a do tego obecność Mulata w tym samym pokoju wywołała u mnie falę wspomnień. Cały wieczór traktował mnie jak powietrze, nawet kiedy stałam z Harrym, a jemu zachciało się rozmawiać z chłopakiem wszedł nam w słowo nie przejmując się zupełnie moją obecnością. To mnie trochę kuło. Co mu, do cholery, zrobiłam, że tak mnie traktował?
- Pytałem o coś. - upomniał się, a ja widząc jedynie zarys jego ciała, dojrzałam, że splata ręce na wysokości brzucha.
- Nic. Już wychodzę. - zagryzłam wargę i spoglądając ostatni raz na ekran mojego telefonu, łudziłam się, że znajdę tam rozwiązanie mojego problemu z Gerardem.
- To nie jest odpowiedź.
- Nic, okej?! - wrzasnęłam, nie mogąc już powstrzymać szalejących we mnie emocji. - Skąd, do cholery, mogłam wiedzieć, że te pieprzone drzwi prowadzą do twojego pokoju?! - krzyczałam i obróciłam się prędko na pięcie, kładąc dłoń na klamce.
        Kiedy chciałam już za nią szarpnąć i jak najszybciej usunąć się z pola widzenia Zayna przed oczami przemknęło mi męskie ramię. Chłopak zatrzasnął dłonią otwierane przede mnie drzwi i znajdując się nagle jakieś dziesięć centymetrów ode mnie oparł się tak, żebym nie mogła ponownie spróbować wyjść. Słyszałam jego ciężki, nerwowy oddech i mimo że nie widziałam jego spojrzenia byłam pewna, że nie spuszcza ze mnie wzroku. Przymknęłam powieki, kiedy poczułam jak szklą mi się oczy i wypuściłam powietrze z ust zagryzając wargę i oparłam się plecami o zimną ścianę. Milczałam, on przez kilka chwil też, głowiąc się pewnie o co mi chodzi i dlaczego nie wyzywam go od najgorszych. Miałam dosyć tej towarzyskiej ciszy. Byłam zdenerwowana, w głowie układały mi się ciągle nowe myśli dotyczące odbytej przed minutą rozmowy z Gerardem i o tym co teraz może mnie czekać.
        Chodziło mu o Harry'ego? Ale jak mógł się dowiedzieć...?
- Nie podnoś na mnie głosu. - warknął, a ja poczułam jak robi mi się słabo.
         Przestraszyłam się jego tonu i zadrżałam. Otworzyłam szeroko oczy i omiotłam spojrzeniem jego twarz. Prawie nic nie widziałam z wyjątkiem zarysowanego kształtu szczęki i zmierzwionych włosów. Przełknęłam szybko ślinę.
- Wypuścisz mnie? - spytałam cichutko, starając się za wszelką cenę nie wybuchnąć teraz histerią.
- Chodzi o Stylesa? - odpowiedział pytaniem na pytanie, wyczekując odpowiedzi.
Pokiwałam przecząco głową.
- Wypuść mnie... - mruknęłam, żałośnie pociągając nosem. - Proszę. - dodałam, ponownie obracając się przodem w stronę drzwi.
        Nie poruszył się z początku, jakby zastanawiając się czy może to zrobić. Cisza raniła moje uszy, a myśli nakazywały jak najszybciej uciec z tego miejsca, z tego piętra i z całego domu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się u siebie, przykryć ciepłą kołdrą, popłakać w poduszkę i zapalić, choć nigdy nie robiłam tego nałogowo. Chciałam wsunąć się w ciepłą pościel, wypalając jednego skręta za drugim i wypalając gorącym żarem dziury w nowym prześcieradle. Chciałam żeby cały zapach unoszącej się wokół nikotyny wypełnił moje płuca, doprowadzając do dzikich ataków histerycznego kaszlu.
         Mulat odsunął się niepewnie, a ja korzystając z okazji szarpnęłam za klamkę, niemal zbiegając po schodach. Alkohol ze mnie nie uleciał, wciąż czułam jak trochę kręci mi się w głowie, ale działałam w jakimś amoku i zupełnie mi to nie przeszkadzało. Stało się męczące dopiero w momencie, kiedy nie mogłam zapiąć guzików płaszcza.
- Nath? - usłyszałam swoje imię, co jeszcze bardziej mnie podbuzowało.
Z nerwów nie potrafiłam nawet złapać tego pieprzonego zapięcia między palce. Danielle przyglądała mi się z niezrozumieniem, ale całkiem to olałam, dopóki nie postanowiła się odezwać.
- Wszystko okej? - spytała, marszcząc brwi.
- Po prostu chcę wyjść. - warknęłam, trochę zbyt nerwowo, bo w końcu dziewczyna nic złego nie zrobiła.
- Wychodzisz? - jakby znikąd pojawił się Liam, opiekuńczo obejmując w talii swoją dziewczynę. - Coś nie tak z Harry'm?
- Dlaczego, do cholery, wszyscy o to pytają?! - wybuchłam ponownie, dając już upust swojej złości. Na szczęście nikt z gości nie zwrócił na mnie większej uwagi. - Nic się nie stało, chcę po prostu wrócić do domu.
Wzięłam kilka głębszych wdechów i postanowiłam jeszcze raz spróbować ubrać ten pieprzony płaszcz. Dani jednak postanowiła przyjść mi z pomocą i przemierzyła tych kilka kroków, które nas dzieliły i zapięła ostatni guzik mojego czarnego płaszcza. Szepnęłam krótkie "dziękuję" i wysłałam jej przepraszające spojrzenie. Wszystko zaczynało mi przeszkadzać. Nagle muzyka wydała mi się za głośna, ludzi za dużo, a najbardziej nienawidziłam uczucia wciąż szalejących we mnie procentów. Chciałam wytrzeźwieć, natychmiast.
- Odwiozę cię. - postanowił Payne, czule całując w czoło swoją dziewczynę. - I tak nie piłem. - wyjaśnił, zabierając z wieszaka własną kurtkę.
- Co tu się dzieje? - usłyszeliśmy gdzieś za sobą i cała nasza trójka jak na zawołanie obróciła się w tamtą stronę.
Tak, kurwa, jeszcze jego tutaj brakowało.
          Styles patrzył na nas z przymrużonymi powiekami i zaintrygowanym spojrzeniem. Postanowiłam po raz trzeci nie odpowiadać na te same, durne pytania. Ja po prostu, do kurwy nędzy, chciałam znaleźć się w swoim domu. Czy to było takie skomplikowane?!
          Peazer wyjaśniła mu prędko to, co sama wiedziała, a on postanowił zabrać się z nami. Super, kurwa.
Wyszliśmy prędko z domu, zostawiając gości samych sobie. Raczej nie wyobrażałam sobie, że którykolwiek z chłopaków mógłby zainteresować się ogarnięciem tej bandy, zważając na to, że Zayn zamknął się w swoim pokoju, Louis był zajęty tą śliczną brunetką, a Niall jak to Niall raczej nie należał do rozsądnych osób. Zresztą co mnie to obchodziło, miałam swoje problemy.
          Całą drogę przetrwaliśmy w ciszy. Ja ze wzrokiem wbitym w okno na siedzeniu pasażera, Liam skupiony na drodze, a Harry z tyłu po prostu się nie odzywał. Zagryzłam mocno wargę, kiedy przejechaliśmy przez ulicę, gdzie znajdowało się biuro Gerarda. Zacisnęłam zęby tak mocno, że aż poczułam charakterystyczny, metaliczny posmak krwi w ustach. Oblizałam wargi i z ulgą stwierdziłam, że chłopak już parkował przed moją klatką.
          Bez słowa wyskoczyłam z auta i szybko kierowałam się w stronę drzwi, nerwowo przeszukując torebkę w poszukiwaniu pęku moich kluczy. Gdzieś za sobą słyszałam jak samochód opuszcza podjazd. Kiedy w końcu dobiłam się do drzwi i szarpnęłam za klamkę, przestępując przez próg usłyszałam, że nie jestem sama. Obróciłam się zdziwiona za siebie. Czego się spodziewałam? To było cholernie przewidywalne, że któryś z nich za mną polezie.
           Nie odezwałam się. Po prostu wbiegłam na swoje piętro i dobiłam się do drzwi. Od razu zdjęłam czarne szpilki, rzucając je byle gdzie i rozebrałam się z płaszcza i grubego szala. Jedyne o czym myślałam to samotność, która tak bardzo była mi teraz potrzebna.
- Masz zamiar siedzieć tu do rana? - warknęłam, widząc, że chłopak ściąga z siebie kurtkę. - Nie jestem niezrównoważoną psychicznie wariatką, możesz spokojnie wracać do siebie.
- Nie powiedziałbym. - mruknął, przechodząc do mojego salonu, a ja machnęłam lekceważąco ręką i weszłam do sypialni, zamykając za sobą drzwi.
- Idę spać. - zdążyłam jeszcze powiedzieć zanim całkiem odseparowałam się od chłopaka.
           Bezmyślnie zdjęłam z siebie sukienkę i wsunęłam się pod pościel w samej bieliźnie i pełnym makijażu. Co mnie to obchodziło. Kiedy opatuliłam się ciepłą kołdrą już nie mogłam powstrzymać pierwszej z miliona łez, które spływały po moim policzku przez dwie najbliższe godziny.










            Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Obudziło mnie cholernie niekomfortowe uczucie w brzuchu. Coś jakby mi się tam kołowało, a wczoraj jak kładłam się spać nadal miałam w głowie karuzelę. Poszłam spać całkowicie pijana, a do tego z dołem emocjonalnym jak rzadko kiedy. Chciałam przewrócić się na plecy, ale w tej samej sekundzie poczułam okropny, charakterystyczny skurcz żołądka i wyleciałam z łóżka jak z procy, gnając do łazienki. Prawie wywróciłam się po drodze, potykając się o własne nogi, ale nie zwracałam na to uwagi. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i pochyliłam się nad toaletą.
             Pięć minut i dwadzieścia kilogramów wymiocin później w końcu doszłam jakoś do siebie. Prawie nigdy mi się to nie zdarzało, rzadko kiedy miałam takie after-party w kiblu. Przeczesałam dłonią włosy i wypłukałam usta nad umywalką, po czym prędko umyłam zęby, a intensywność mięty w mojej paście dawała pięćdziesiąt procent szans na powrót przed muszlę klozetową. Ohyda.
              Musiałam zatkać sobie nos, żeby nie czuć wszechobecnej mięty i obiecałam sobie, że zacznę kupować truskawkowe pasty dla dzieci zamiast wybielających dorosłych. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i od razu tego pożałowałam. Wyglądałam jak zmora, tusz z jednego oka był na całym lewym policzku, podkład zszedł dość równomiernie, ale całość wyglądała przerażająco. Zmyłam się i zdejmując z siebie wczorajszą bieliznę, weszłam pod gorący prysznic. Ciepła woda przyjemnie koiła moje zbolałe mięśnie i pozwalała nie myśleć o całej wczorajszej sytuacji. Obiecałam sobie, że zacznę się tym martwić, dopiero za kilka godzin, kiedy wybiorę z mojej listy kontaktów numer "Gerard".
               Wytarłam się dokładnie, włożyłam szlafrok i przeczesałam mokre włosy grubą szczotką, pozostawiając je wilgotne do czasu aż naturalnie wyschną. Nie powinnam tego robić, bo cholernie się pokręcą, a tego nie znosiłam. Później walka z prostowaniem... Aha, no tak. Wczoraj zepsułam prostownicę. Witam spięte kosmyki dopóki nie odwiedzę sklepu z takim sprzętem.
                Wyszłam z łazienki, kiedy zaczynało już świtać. Nie byłam śpiąca, myślałam jedynie o ciepłym kubku kawy. Nie byłam głodna ani zmęczona. Byłam... taka obojętna.
                 Moje mieszkanie wyglądało dość specyficznie. Kuchnia i salon to jedno pomieszczenie, odgrodzone jedynie małą wyspą kuchenną, przy której zazwyczaj jadałam. Cała północna część należała do lodówki i całego tego sprzętu, a południowa to salon z dużą, czarną kanapą i nie tak nowym telewizorem plazmowym, na który ostatnio nie miałam czasu. Do tego biurko w kolorze ciemnego brązu - jak wszystkie moje meble, komoda, kilka półek i regał na książki. Skromnie, ale czego można oczekiwać po studentce? Z mojej sypialni do łazienki trzeba przejść przez niemal całą długość salonu.
                  Minęłam kanapę, żeby dotrzeć do elektrycznego czajnika. Wstawiłam wodę i oparłam się tyłem o blat kuchenny, kiedy zobaczyłam... CO?!
                  Zupełnie zapomniałam, że Harry został wczoraj ze mną w mieszkaniu. W ogóle o tym nie myślałam, wczoraj byłam tak zaaferowana całym tym przedstawieniem, że wyleciał mi z głowy. Leżał rozłożony na całej długości kanapy, z jedną ręką podniesioną do góry i zgiętą za głową, a druga dłoń leżała na jego brzuchu. Oddychał równomiernie i miarowo - nie obudziłam go. Miał na sobie wczorajsze ubrania, a na jego twarzy malował się spokój. Niesforne loki trochę przysłaniały jego policzek, ale nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. I choć wczoraj chciałam go zabić za to, że wszedł za mną do środka to teraz, kiedy patrzyłam na tę jego zmarnowaną postać nie mogłam opędzić od siebie myśli, że zachował się wyjątkowo w porządku i naprawdę było mi cholernie przyjemnie z myślą, że się martwił. O mnie. Nie czułam tego odkąd... odkąd tak naprawdę mama zachorowała. Wszystko teraz kręciło się wokół niej, moje życie podpasowywałam pod nią. Nie miałam jej tego za złe, o nie! Ja po prostu... musiałam zdecydowanie zbyt szybko dojrzeć, a cała seria moich złych wspomnień - Gerard, Larkin - potęgowała to uczucie. Poczułam jak moje serce oblewa fala gorąca i przeszłam cichutko kilka kroków do komody i wyjęłam z niej puchaty, brązowy koc. Przykryłam nim chłopaka, zastanawiając się, czy w ogóle ma to sens, skoro za chwilę wstanie, ale czułam, ze tak wypada. Odgarnęłam jeden lok z jego czoła i jeszcze szerzej się uśmiechnęłam. Wróciłam do kuchni. Otworzyłam jedną z górnych szafek i wyjęłam dwa duże kubki. Przez chwilę zastanawiałam się jaką kawę chłopak lubi, ale zdałam sobie sprawę, że właściwie nigdy jej przy mnie nie pił, więc włożyłam do środka torebkę owocowej herbaty. Włączyłam czajnik zaledwie dwie minuty temu, więc skorzystałam z okazji, że musiałam jeszcze trochę zaczekać i wróciłam do sypialni, stając przed otwartą szafą.
                     Zalałam kubki wrzątkiem, przebrana w ciasne, czarne legginsy i luźną, szarą bluzę z kapturem. Zawsze się tak ubierałam, kiedy nie miałam na nic ochoty, a jedynym moim marzeniem było całodzienne wylegiwanie się w łóżku. I chociaż domyślałam się, że czeka mnie jeszcze dzisiaj wizyta w pewnym biurowcu to aż bladłam.
                     Trzymałam w dłoniach dwa gorące napoje i położyłam je na ławie tuż obok kanapy. Usiadłam na krańcu sofy, gdzie było trochę wolnego miejsca i przez moment zastanawiałam się czy w ogóle dobrze robię, że chcę wyciągnąć go z krainy Morfeusza, w której nadal usilnie przebywał. Na szczęście moje rozmyślania przerwał głośny dźwięk telefonu, który leżał na stoliku zaledwie metr ode mnie. To nie był mój iphone.
                   Styles zacisnął mocniej powieki tylko po to, żeby za chwilę leniwie je uchylić, marszcząc przy tym nos. Przeczesał palcami włosy i kręcąc się trochę pod kocem i przypadkowo uderzając mnie kolanem w plecy. Niemal od razu po tym spojrzał w moją stronę ze zdziwieniem, na co delikatnie się uśmiechnęłam.
- Cześć. - mruknął zachrypniętym, zaspanym głosem, jeszcze raz przymykając powieki na kilka sekund po czym leniwie je otwierajac.
- Hej. - przywitałam się, dokładnie obserwując każdy jego ruch. - Zrobiłam herbaty. - uśmiechnęłam się nieśmiało, kiedy od razu podniósł się do siadu i wyciągnął rękę po kubek, który mu podawałam.
Zgodzę się, że to trochę chore, że wgapiam się w jego poimprezową, wypraną postać, ale powinien przyzwyczaić się do nienormalnych zachowań kobiet/dziewczyn w jego towarzystwie. Ah, ta sława... Już zdążyłam przywyknąć do myśli, że kilka razy w tygodniu miałam okazję bujać się po mieście z członkiem One Direction, ale o dziwo i ku mojej uciesze wcale nie był jakoś potwornie rozchwytywany. Tylko raz, na pierwszym spotkaniu zdarzyło się, że fanka poprosiła go o autograf.
- Podasz mi telefon? - spytał, znów przysysając się do naczynia.
                   Rzuciłam go na jego kolana. Spuściłam wzrok na swoją kawę, którą trzymałam teraz w obu dłoniach i oparłam się na kanapie, podciągając stopy na siedzisko. Kuliłam się w miejscu, podczas gdy Harry bardzo swobodnie poczuł się w tym miejscu i nie krępował się, żeby co chwilę szturchać mnie nogą, kiedy zmieniał pozycję, żeby wygodniej się ułożyć.
- Chciałam ci podziękować. - szepnęłam, nadal na niego nie patrząc. - I przeprosić. - dodałam prędko. - Zepsułam ci wieczór.
- Trochę. - odpowiedział, wzruszając ramionami, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Okej, spodziewałam się jakiegoś "nie ma sprawy", "to żaden problem", ale TROCHĘ? Poczułam wyrzuty sumienia w tym samym momencie, w którym cicho zaśmiał się pod nosem. Spojrzałam na niego, ale wpatrywał się w ekran swojego telefonu. - Będziesz musiała się jakoś... - urwał, nagle ściszając ton głosu, a ja zmarszczyłam w niezrozumieniu brwi.
Obrzucił mnie spojrzeniem dosłownie na sekundę, upewniając się, że nadal tu siedzę.
- To od Liama. - zdradził. - Gdzie masz komputer? - spytał, a ja z niezrozumieniem wstałam z miejsca i podeszłam do biurka, zgarniając stamtąd laptopa. Jak zawsze był włączony, jedynie w stanie hibernacji, więc bez żadnego uprzedzenia wsunęłam go chłopakowi na kolana, a on od razu otworzył klapkę, wpisując coś w wyszukiwarkę.
- Ja pieprze... - powiedział zrezygnowany, pocierając dłonią czoło, a ja zabrałam mu komputer, przyglądając się stronie, którą przeglądał i zaczęłam głośno czytać.
- Harry Styles, członek One Direction, został wczoraj przyłapany na potajemnej, nocnej schadzce z dziewczyną! Para wysiadła z samochodu, a Hazza obejmował czule nową przyjaciółkę i odprowadził do mieszkania, z którego... wcale nie wyszedł! Mamy podejrzenia, że nową partnerką chłopaka może być któraś koleżanka z roku. Czyżby udało jej się zauroczyć go w tak krótkim czasie? Dołączamy zdjęcia! - przeczytałam ostatnie zdanie, a mój wzrok utkwił na dwóch fotkach z wczorajszej nocy. Były niewyraźne, stałam tyłem, ale Stylesa nie było wcale tak trudno rozpoznać. Skoro jakiś paparazzi dostał się wczoraj w niewiadomy sposób pod mój blok to czy teraz...?

_______________
Przepraszam, ale przeprowadzka mnie zabiła!

5 komentarzy :

  1. No, nareszcie jesteś!
    Bo ileż można czekać, ale dobra, nie marudzę, każdy ma jakieś sprawy na głowie, nie tylko pisanie bloga :)
    Rozdział jak zwykle fenomenalny :)
    Pisz szybciutko kolejny ♥♥
    by Nastka

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje !! Boski. Nie mogłam się go doczekać. Codziennie sprawdzam czy nie ma nowego wpisu :))

    Czekam na kolejny !!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zobaczylam ten blog w spisie opowiadań o 1D i jestem zachwycona! Piszesz wspaniale i tak dojrzale że aż chce sie czytac :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału, mam nadzieję ze pojawi sie szybko :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że te media za bardzo nie namieszają... :) Rozdział rewelacyjny :) Bardzo dobrze piszesz. Twoje opowiadanie strasznie wciąga :) Czekam na nn

    http://now-i-know-i-am-not-alone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć ;) Twój blog został wytypowany do "Coś do poczytania..." Więcej informacji tutaj: http://ihateyouharry.blogspot.com/p/blog-page_18.html Zapraszam również do Listy Polish Directioners. Niech wszyscy wiedzą, że jesteś Directionerką!! :* Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń