wtorek, 27 sierpnia 2013

#6: Kłamstwo ma krótkie nogi i wredną osobowość.


        "Kac morderca nie ma serca" wystukałam na klawiaturze mojego iphone'a i wysłałam wiadomość do Peggy. Obaliłyśmy wczoraj dwie butelki czerwonego wina po czym prawie zasnęłam na kanapie z głową blondynki na kolanach. Nigdy dużo nie piłam, bo miałam słabą głowę, a rano kac miał prawo bytu w dziewięćdziesięciu procentach. Zawsze z Larkinem zastanawialiśmy się jak to możliwe, aż w końcu doszliśmy do wniosku, że żyjemy w jakiejś telepatycznej symbiozie - on pije na potęgę, a ja rano cierpię za nas oboje. Fuck, dlaczego po raz kolejny go wspominam? W każdym razie było chwilę po dziesiątej rano, a ja natychmiast potrzebowałam aspiryny.
          Uśmiechnęłam się, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Świetnie spędziłyśmy ten czas. Pogadałyśmy sobie szczerze (a raczej pół-szczerze w moim przypadku, z racji tego iż szerokim łukiem omijałam temat gdzie zazwyczaj znikam wieczorami), ponarzekałyśmy, pofantazjowałyśmy o przyszłości, wplatając w to jakieś niemożliwe wątki np seks w samolocie z przystojnym pilotem albo ukończenie studiów z wyróżnieniem i poznanie księcia z bajki. Próbowałam wyciągnąć z niej jakąkolwiek informację o Gerardzie, ale milczała, zarzekając się, że nic oprócz rozmowy po zajęciach nie było i czego niezmiernie żałuje. Na samo wspomnienie o tym, jak mnie o tym poinformowała wywołuje u mnie falę stresu i zaczynam się trochę bać, ale nieważne. Nie mogłam przecież teraz o tym myśleć.
          O wpół do drugiej po południu mój telefon nagle się rozdzwonił. Byłam pewna, że to Pegg odpisała mi na wiadomość, kiedy już wygrzebała się z pościeli. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy na wyświetlaczu nie pojawiło się jej imię.







            Uśmiechnęłam się do siebie, że moja reakcja go ruszyła. Byłam na niego zła i wcale tego nie ukrywałam. Naprawdę sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej gdyby napisał chociaż krótkie "przepraszam". Rozumiem, że miał ochotę na imprezę, na wódkę czy na cokolwiek co tam się wczoraj u niego działo, ale powinien szanować czas jaki poświęcam na przygotowanie go do poprawki. W tej chwili miałam w dupie całą tę sławę, która go otaczała i całą presję, z której możliwe, że nie potrafił wynieść nic dobrego. Zachował się jak dupek, więc całkowicie należała mu się olewka z mojej strony. Szybko zabrałam się za odpowiedź.





       Przegryzłam dolną wargę. Zdenerwuje się. Na pewno będzie zawiedziony, bo w końcu obiecałam mu pomoc, a teraz tak po prostu to olewam. Ale on też nie zachował się w porządku. W pewnym sensie mnie oszukał... Prawda?
        Otworzyłam szerzej oczy, kiedy po chwili telefon znów dał o sobie znać, a ja miałam ułamek sekundy, żeby zdecydować, który kolor słuchawki wcisnąć, kiedy zadzwonił.
- Złościsz się? - odezwał się zachrypnięty głos po drugiej stronie.
Ohoo, fajna impreza była, skoro ledwo mówi.
        Czy się złościłam? Oczywiście, że tak, jednak nie mogłam wydusić z siebie takiej odpowiedzi. Hazza przegiął i powinien to sprostować, a ja nie powinnam tak się go czepiać, ale nie potrafiłam inaczej. Ślęczenie nad książkami, które miałam dokładnie obkute sprawiało mi niemałą trudność, szczególnie, że rozumiałam z nich wszystko i musiałam trochę pogłówkować z czym chłopak może mieć problem, a co wystarczy wytłumaczyć mu słownie.
- Nat? - ponaglił mnie, kiedy długo nie odpowiadałam.
Potrząsnęłam prędko głową, żeby przywrócić mózg do zdolności racjonalnego myślenia.
- Napisałeś do mnie pół godziny przed spotkaniem. - wygarnęłam. - Siedziałam kilka godzin nad tym, co teraz spokojnie czeka w twojej skrzynce. Nie dziw mi się, że nie tryskam radością.
         Usłyszałam jak odetchnął ciężko w geście zrezygnowania i czekałam cierpliwie aż się odezwie. Odgarnęłam niesforny kosmyk włosów za ucho i nerwowo wygładzałam dłonią materiał dżinsów, które dziś włożyłam. Spojrzałam na zegar ścienny i śledziłam wzrokiem czerwony sekundnik, poruszający się po tarczy w idealnie równych odstępach czasu. Oboje milczeliśmy kilka pełnych ruchów wskazówki, aż w końcu po drugiej stronie usłyszałam całkiem odmieniony ton głosu chłopaka.
- Ty musisz mi pomóc. - odparł jakby odrobinę przygaszony. - Jeśli nie to zginę. Tu nie chodzi tylko o jakiś głupi podpis przy moim nazwisku. - zamilkł na chwilę, po czym kontynuował. - Nie powinienem ci o tym mówić, ale poważnie myślisz, że pchałbym się na studia, kiedy mamy przed sobą trasę, płytę i masę innej roboty? Wszystko ci wytłumaczę, ale proszę, pomóż mi to zaliczyć. Mogę się odwdzięczyć.
- Odwdzięczyć? - zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc o co może mu chodzić.
- Finansowo. Albo w jakikolwiek inny sposób.
- Nie potrzebuję twoich pieniędzy! - warknęłam, odrobinę głośniej niż planowałam. Przeczesałam dłonią włosy i prędko dodałam. - Wydrukuj to, spotkamy się wieczorem.





***





       Byłam wściekła. Kolejna rozmowa kwalifikacyjna skończyła się na "w porządku, zadzwonimy". Naprawdę zazdrościłam Nat tych korepetycji, których udzielała dzieciakom. Łatwy i dość przyjemny sposób na zarobek. Ja oczywiście musiałam wybrać tak beznadziejny kierunek pod tym względem, bo błagam, który dzieciak może oczekiwać korepetycji z prawa handlowego albo pomocy w ogarnianiu starorzymskich kodeksów. Jeszcze może dałoby radę coś wymyślić, gdybym nie była na tym cholernym, pierwszym roku. Mergaret Smith - jesteś typowym pechowcem jeśli chodzi o hajs.
       Jedyne o czym teraz marzyłam to kubek gorącej kawy z whisky. Nie czułam się źle po wczorajszej mini-imprezie na kanapie u Larce, bo trochę oszukiwałam. Nic nie mówiłam jej o tym, że szukam nałogowo jakiejkolwiek roboty, więc byłam zmuszona do dolewania jej co chwilę wina, żeby nie zorientowała się, że coś u mnie nie tak. Z tego co wiedziałam sama miała trochę problemów, zwłaszcza z chorującą mamą, więc nie chciałam dokładać jej w tym czasie jeszcze swoich.
       Weszłam do naszej ulubionej kawiarni i nawet nie rozwiązując szala pod szyją podeszłam prędko do baru, gdzie złożyłam zamówienie. Bacznie obserwowałam kelnerkę, która zmagała się teraz z ekspresem, kiedy ktoś wyrwał mnie z zamyślenia rzucając moim nazwiskiem.
- Panna Smith? - usłyszałam po lewej męski, niski głos, który kojarzyłam z...
       O Boże... Gerard James Kim właśnie stał obok mnie, opierając się bokiem o ladę i uśmiechając w ten sam sposób, przez który dostawałam waty w kolanach, kiedy zamieniał ze mną tych kilka zdań po zajęciach. Miał na sobie ciemnoszary garnitur z czarnym krawatem, a jasne włosy idealnie ułożone. Rozpięty płaszcz wskazywał na to, że również dopiero co przestąpił próg tej kawiarni.
- Peggy. - przedstawiłam się, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który od razu wpełzł na moją twarz.
       W życiu nie spodziewałam się, że kiedykolwiek jeszcze z nim porozmawiam. Sprawiał wrażenie niedostępnego i wywyższającego się, który wręcz z łaską zgodził się prowadzenie tych zajęć na moim roku. A teraz stał obok mnie, uśmiechając się i naprawdę wyglądając na swój wiek, a nie na czterdziestoletniego człowieka sukcesu, który poza swoją aktówką nie widział świata.
- Spieszysz się? - spytał, upijając łyk swojej kawy i nie spuszczając ze mnie spojrzenia.
- W ogóle. - odparłam, wzruszając delikatnie ramionami i biorąc kubek od kelnerki, która mi go podawała. - Właśnie wracam z kolejnego spotkania w sprawie pracy.
- Szukasz czegoś? - zainteresował się, a ja westchnęłam ciężko, a na moją twarz wdarł się smutek.
- Bezskutecznie. Nawet w Nando's mnie nie chcą. - zaśmiałam się, przygnębiona całą tą sytuacją, a jego uśmiech pogłębił się jeszcze bardziej.
- Usiądziemy? - pokiwałam entuzjastycznie głową i pozwoliłam mu wyrównać ze mną krok.
Kiedy już miałam otwierać usta i zacząć kolejny temat do moich oczu dotarł zadziwiający widok. Zmarszczyłam czoło, ściągając przy tym brwi i przyglądając się natarczywie szatynce, która zajmowała jedną z kanap ze wzrokiem utkwionym w jakimś kolorowym czasopiśmie.
- Nathalie? - podeszłam bliżej niej, czując, że Gerard zmierzał w tę samą stronę.

        Larce podniosła zainteresowany wzrok i jakby... zdębiała. Była blada i jakby nieobecna, wlepiając wzrok w mojego towarzysza. Aż zaczęłam się martwić, ale kiedy sekundę później znów na mnie spojrzała, uśmiechnęła się szeroko i dała mi szybkiego buziaka w policzek.
- To jest moja przyjaciółka, Nathalie... - powiedziałam, odwracając się do mężczyzny, który z zainteresowaniem wpatrywał się w dziewczynę.




________________________
Co do rozdziału następnego zdradzę, że będzie działo się więcej i będzie miało to związek z chłopcami ;p. Musiałam napisać jakiś przejściak i tak o to wyszedł rozdział szósty. Jak się podoba? :)

4 komentarze :

  1. Coś tu nie skumałam, ale trudno powiedzieć co. Ale to na pewno wina mojego bardzo wolnego toku myślenia, niż jakiegokolwiek blędu z twojej strony. Tak, to na pewno jest tak. Na 100 %.
    Rozdział...fajny, nie mam żadnych zastrzeżeń (czy ja kiedykolwiek miałam zastrzeżenia?NIE. Więc z czego to wynika? Że świetnie piszesz). Nie jest jak dla mnie ''zajebisty'' bo nie ma Harry'ego. Sory, ale ja go wielbię. Wiem, wiem, nie tylko się będzie kręcić wszystko w około niego, ale taka już jestem. Kocham wszystko co o Stylesie. Trochę zanudziłam, nie?
    Nie daję jakiegoś zachęcenia, nie? Ale wiedz, że ja niestety gadam wszystko co myślę, ale nie bierz sobie do serca moich głupot. Mam takie dni, kiedy mi odwala i najwidoczniej ten dzień jest dzisiaj. Właśnie się zorientowałam, że gadam bez sensu, a więc kończę.
    Jakoś nie umiem pisać komentarzy, ale wiedz, że czytam i kocham twojego bloga :DDDD
    P.s jeśli nie przeczytasz moich wypocin przynajmniej 10 razy, nie zrozumiesz. Bo ja właśnie nie kumam co napisałam powyżej. Ale ja gadam bez sensu....

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wygląd bloga, A rozdział fajny :) + Zapraszam do mnie : http://one-direction-is-my-hero.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba się? - Jeszcze się pytasz? ;D Bardzo się podoba! Masz talent! Z niecierpliwością czekam na rozdział 7 ;))

    http://whenever-you-kiss-him-im-breaking.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam Cię do Liebster Award :)
    Więcej informacji znajdziesz u mnie na blogu :)

    http://whenever-you-kiss-him-im-breaking.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń